6.12.2011

There is no love...?

 Jestem młoda. Nie przeżyłam właściwie nic, a tak bardzo nie potrafię kochać. Nie umiem dostrzec miłości u innych. Zakochanych traktuję, jak ciekawe zjawisko, które pozwala mi zaobserwować, jak zabawni są ludzie.
 Całuję mechanicznie. Może to po prostu nie mój czas. Może nie te osoby. Zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, gdy wszyscy tak podążają za uczuciem, a ja spieprzam póki mogę, gdy na horyzoncie pojawi się szansa na związek. Czasami myślę, że może to teraz. Że jest miło, więc się uda, nikt niczego nie zepsuje. Będzie jak u innych. Nie jest. Kończy się, zanim mogę powiedzieć, że się zaczęło. Gdzieś pojawia się granica, której przekroczyć nie umiem. Za którą nikomu nie udało się mnie wciągnąć. Albo ja nie potrafiłam kogoś.
I są dni, że mi nie zależy. Jest tyle rzeczy, z których mogę się cieszyć, którymi mogę się zająć. Tylu ludzi, tak ważnych dla mnie. Czasami przychodzą jednak chwile, gdy martwi mnie, że w tak istotnej kwestii, jak miłość do drugiego człowieka, jestem jakaś...wybrakowana? Myślę o tych wszystkich zmarnowanych szansach. I o tych, które wykorzystałam, a pozostał po nich tylko żal i ciche pretensje.

No i proszę. Jestem emocjonalną ofiarą, bredzącą w sieci o swoim nieszczęściu. Damn.

29.11.2011

Powody, dla których zaczęłam tutaj pisać.(I nie wiadomo, czy wkrótce nie skończę).

 Nie jestem do końca pewna, czy zakładanie nowego bloga było konieczne. Czy zrobiłam to z rzeczywistej potrzeby znalezienia sobie nowego miejsca w sieci, czy tylko z ciekawości, jak blogowanie tutaj różni się od blogowania na onecie. Oj, różni się. 
 Więcej możliwości edycji wyglądu. Tak mi się przynajmniej na razie wydaje. Dla kobiety to przecież ważne.  Uwicie gniazdka z kolorów, czcionek i kodów HTML. Wszystkich opcji jeszcze nie odkryłam, a niektórych już odnalezionych, nie potrafię użyć(bycia blondynką nie ukryje farba do włosów). Być może wkrótce je opanuję.
 Wszystko działa sprawniej. Piszę i stale zapisują mi się kopie robocze. Bajka. Koniec z traceniem notek w połowie pisania? Ciężko uwierzyć.
  Na razie zachwycam się, jak dziecko nową zabawką. Zresztą ja często się zachwycam. Codziennością. Białoszewski w spódnicy i glanach. Ale nie o zachwycie tutaj, tylko....dlaczego nowy blog?
  A może dlatego, że R. założyła nowego photobloga? Pewnie jej zazdroszczę, że zaczyna od początku. I też chcę. Później będę zielenieć na widok nowej notki, nowego zdjęcia, nowego pomysłu. To nie tak, że jej nie lubię. Lubię. Za bardzo. O moim lubieniu R. jeszcze tu będzie, bo to historia długa i skomplikowana. A czym, jak nie takimi opowieściami, zapychać internet? Elektroniczny papier odziedziczył po swoim tradycyjnym przodku na pewno jedno- cierpliwość. Czy mi jej wystarczy, żeby tutaj pisać?