10.09.2012

Ciepło- zimno

Tak dawno tu nie zaglądałam. To nic, czekam tylko sama na siebie. Ciężko cokolwiek podsumować, ogarnąć te wszystkie dni, godziny, minuty od czerwca. Może przynajmniej będę miała o czym pisać? Palce nie zawisną nad klawiaturą, a ja nie będę bezsilnie wpatrywać się w monitor, błagając bogów o natchnienie.
1. Zdałam w końcu prawo jazdy. Szczęśliwa siódemka. Dalej miewam niepokojące wrażenie, że ktoś zadzwoni i powie, że to pomyłka i muszę zdawać jeszcze raz. A później uświadamiam sobie, że już nie będę mieć tej nieszczęsnej eLki na dachu. I ulga wypełnia mnie od stóp, po koniuszki rozczochranych włosów.
2. Miałam tyle perypetii związanych z szukaniem sobie lokum, że mogłabym nimi obdzielić kilka osób. Co najciekawsze, zostałam w dotychczasowym mieszkaniu.
3. Mam okazję podejrzeć, jak działa UE i polityka od kuchni. Wniosków na razie większych nie mam, oprócz tego, że ludzie piszą popierdolone petycje i nie wstydzą się ich wysyłać, zdania niektórych osób się nie podważa, choćby sumienie dostawało palpitacji i że są jeszcze ludzie, gdzieś tam na górze, którym rzeczywiście coś chce się robić.
4. Relacje z M.(czy też K., nazywany różnie) cudownie się uspokoiły. Zrobiły się wręcz na tyle fajne, że znowu jest tak, jak złotą jesienią 2011, z jedyną różnicą taką, że nic nie jest podszyte erotyzmem. I to jest naprawdę w porządku. Z D. też układa mu się wspaniale, i jakoś mnie już to ostatecznie przestało razić, że są razem. Życzę im różowych obłoczków forever.
5. Z T. natomiast dziwnie. Cały czas trwa okres zawirowań. Momenty, w których myślałam 'o jezusie słodki, leci na mnie!', przeplatały się z płaczem w poduszkę, że chyba jestem mu tak naprawdę obojętna. Niby jest szczerze, ale czasem wychodzi, że 'nie mówi wszystkiego'(czy to kłamstwo? czy tylko niedopowiedzenie?). Niby są rozmowy o życiu i śmierci, takie otwarte, dające poczucie dumy, że mi to wszystko opowiada, czyli muszę być w pewien sposób ważna, a później odmawia spotkania/wyjazdu/imprezy- bo 'nie chce mu się'. Niby podejmuję temat, i pytam, czy wszystko ok, i że jakby co, to trudno- żadna znajomość wieczna nie jest, to po chwilowym katharsis i zapewnieniu, że lubi i jest w porządku, znowu staje się gburowaty i czasami, świadomie lub nie, cholernie rani. No i ostatnie 'niby'- od kilku dni ma dziewczynę. Ale czemu to ze mną spędza więcej czasu? I dlaczego to moich rodziców- a nie jej- wczoraj poznał? I jakoś tak nie wiem. Jeszcze tak niedawno tak bliski, ciepły, taki 'swój'- powoli, delikatnie, stopniowo..staje się mi coraz bardziej obojętny. I naprawdę nie mam pojęcia, czy tym razem będę miała ochotę cokolwiek ratować, czy już od dawna nie żyłam na rezerwach cierpliwości.