Tak dawno tu nie zaglądałam. To nic, czekam tylko sama na siebie. Ciężko cokolwiek podsumować, ogarnąć te wszystkie dni, godziny, minuty od czerwca. Może przynajmniej będę miała o czym pisać? Palce nie zawisną nad klawiaturą, a ja nie będę bezsilnie wpatrywać się w monitor, błagając bogów o natchnienie.
1. Zdałam w końcu prawo jazdy. Szczęśliwa siódemka. Dalej miewam niepokojące wrażenie, że ktoś zadzwoni i powie, że to pomyłka i muszę zdawać jeszcze raz. A później uświadamiam sobie, że już nie będę mieć tej nieszczęsnej eLki na dachu. I ulga wypełnia mnie od stóp, po koniuszki rozczochranych włosów.
2. Miałam tyle perypetii związanych z szukaniem sobie lokum, że mogłabym nimi obdzielić kilka osób. Co najciekawsze, zostałam w dotychczasowym mieszkaniu.
3. Mam okazję podejrzeć, jak działa UE i polityka od kuchni. Wniosków na razie większych nie mam, oprócz tego, że ludzie piszą popierdolone petycje i nie wstydzą się ich wysyłać, zdania niektórych osób się nie podważa, choćby sumienie dostawało palpitacji i że są jeszcze ludzie, gdzieś tam na górze, którym rzeczywiście coś chce się robić.
4. Relacje z M.(czy też K., nazywany różnie) cudownie się uspokoiły. Zrobiły się wręcz na tyle fajne, że znowu jest tak, jak złotą jesienią 2011, z jedyną różnicą taką, że nic nie jest podszyte erotyzmem. I to jest naprawdę w porządku. Z D. też układa mu się wspaniale, i jakoś mnie już to ostatecznie przestało razić, że są razem. Życzę im różowych obłoczków forever.
5. Z T. natomiast dziwnie. Cały czas trwa okres zawirowań. Momenty, w których myślałam 'o jezusie słodki, leci na mnie!', przeplatały się z płaczem w poduszkę, że chyba jestem mu tak naprawdę obojętna. Niby jest szczerze, ale czasem wychodzi, że 'nie mówi wszystkiego'(czy to kłamstwo? czy tylko niedopowiedzenie?). Niby są rozmowy o życiu i śmierci, takie otwarte, dające poczucie dumy, że mi to wszystko opowiada, czyli muszę być w pewien sposób ważna, a później odmawia spotkania/wyjazdu/imprezy- bo 'nie chce mu się'. Niby podejmuję temat, i pytam, czy wszystko ok, i że jakby co, to trudno- żadna znajomość wieczna nie jest, to po chwilowym katharsis i zapewnieniu, że lubi i jest w porządku, znowu staje się gburowaty i czasami, świadomie lub nie, cholernie rani. No i ostatnie 'niby'- od kilku dni ma dziewczynę. Ale czemu to ze mną spędza więcej czasu? I dlaczego to moich rodziców- a nie jej- wczoraj poznał? I jakoś tak nie wiem. Jeszcze tak niedawno tak bliski, ciepły, taki 'swój'- powoli, delikatnie, stopniowo..staje się mi coraz bardziej obojętny. I naprawdę nie mam pojęcia, czy tym razem będę miała ochotę cokolwiek ratować, czy już od dawna nie żyłam na rezerwach cierpliwości.
"Jeśli chcesz wiedzieć, co ma na myśli kobieta, nie słuchaj tego, co mówi- patrz na nią". O. Wilde
Najchętniej czytaneObserwująEtykiety
ArchiwumŁączna liczba wyświetleń
Wszystkie prawa zastrzeżone. Zabrania się kopiowania i wykorzystywania tekstów. Obsługiwane przez usługę Blogger.
|