Ja nadal trzymam się żytniego zakwasu, braku drożdży(a więc jeśli Wy trochę ich dodacie, to pieczenie w ogóle będzie o niebo prostsze) i najcięższej żytniej, razowej mąki. Dodaję ostatnio tylko słonecznik- trochę do masy i trochę posypuję. Pycha!
To był pierwszy chlebek.Jak widzicie opadł podczas wyrastania, był dosyć kwaśny i wilgotny, ale jak to żytni. Mimo wszystko smakował bardzo dobrze, chociaż najeść się nim było ciężko ;)

Później był kolejny, podobny, ale nieco bardziej spalony, bo kombinowałam trochę z temperaturą pieczenia- później podam Wam, jaka okazała się jedyna słuszna ;p
Następnie ten bochenek, który zawiozłam rodzicom na święta. Kawałek trafił nawet do koszyczka, z czego byłam naprawdę dumna! No i w końcu zaczął wyrastać...
Po świętach udało mi się upiec jeszcze dwa chlebki. Oba genialne! Sami zobaczcie...
Jaki ostatecznie stosuję przepis?
Głównie wzoruję się na tym: http://kasinkowe-gotowanie.blogspot.com/2013/01/moj-pierwszy-chleb-zytni-razowy-na.html , jednak zmodyfikowałam trochę nie składniki i proporcje, ale samo pieczenie.
1. Najpierw wrzucam do miski 2 szklanki zakwasu, ok 3,5 szklanki mąki(przy pierwszych chlebach popełniłam błąd, wrzucałam 2 szklanki, bo myślałam, że skoro 500 g zakwasu to 2 szklanki, to z mąką pewnie też- geniusz...), szklankę przegotowanej wody o temp. ok 50 C, łyżeczkę soli i słonecznik- wg uznania.
2. Następnie mieszam wszystko tak, żeby połączyło się-im więcej mieszania, tym podobno gorzej. Często dolewam jeszcze odrobinę wody, bo zawsze jakoś wychodzi za suche to ciasto- tzn oceniam na oko ;p.\
3. Później ciasto sobie stoi w misce, a ja smaruję formę masłem i wykładam papierem do pieczenia.
4. Pomijam odstawienie ciasta w misce, zanim włoży się je do foremki. Tak doradziła mi współlokatorka i rzeczywiście to jakieś ułatwienie. Co prawda Kasi na blogu z tych proporcji wychodzą 2 chlebki a u mnie jeden, ale nie od razu Kraków zbudowano... ;) Ciasto wrzucam, wygładzam łyżką moczoną w przegotowanej wodzie, posypuję słonecznikiem i w reklamówce(ważne, żeby zrobić z niej taki wyższy daszek, bo chleb musi mieć miejsce aby urosnąć- mnie już raz przykleił się do reklamówki :( ) odstawiam pod lampkę :D Tak, i zakwas i chlebki mają u mnie solarium.
5. Po ok 4 godzinach, czasem więcej przychodzi czas na pieczenie. Jak ocenić? Po prostu chlebek jest wyrośnięty, lekko wystaje poza foremkę, więc zakładam, że więcej nie wyrośnie- a jak przerośnie się to opadnie-jak poprzednie chlebki. Więc najlepiej mieć wolne i go stale kontrolować- przynajmniej na początku kariery piekarza ;)
6. Nagrzewam piekarnik na 200 C i nic nie zmieniam! Gdy próbowałam z tym 210 i stopniowym obniżaniem, skórka zrobiła się bardzo brązowa i lekko przypalona. Moja chlebowa mentorka M. piecze tylko na 200, to i ja też. Nigdy chlebkowi w tej temperaturze nic się nie stało, żadnego przypalenia, albo w drugą stronę- niedopieczenia i zakalca. Oczywiście opcja pieczenia to "góra-dół", bez termoobiegu, chlebek wstawiony na najniższą półkę, a pod nim metalowa miseczka wypełniona wodą, aby tworzyła się para.
7. Po równej godzinie chlebek wystawiam. Smaruję wodą lub nie, bo jakoś nie zauważyłam, żeby szczególnie zaczynał się błyszczeć- bardziej od niej szarzeje. Nie wiem co jest przyczyną, wiem, że nie mam pędzla i smaruję go dłonią, a dotykanie piekielnie gorącego bochenka do przyjemnych nie należy ;p
8. Na drugi dzień można delektować się chlebkiem, a wieczorem dokarmić resztki zakwasu, żeby rósł w siłę! Ja zużywam na jeden chleb praktycznie cały słoik, w którym go hoduję, zostaje ok centymetra na dnie(ważne, musi coś zostać!), więc żeby tak raz w tygodniu upiec chlebek, muszę zakwas karmić ciągle- tak, jak domyślacie się, na razie wspomagam się jeszcze orkiszowym chlebem z Lidla, w przerwach między pieczeniem ;)
PS: Mieszam wszystko metalową łyżką. Podobno jest jakiś przesąd(może ze względu na jakieś reakcje chemiczne nawet uzasadniony), że tylko drewniana, ale M. tego się nie trzyma, więc i ja przełamałam się- a chlebki coraz lepsze ;)
o ja,o jaaaaaa, muszę w końcu spróbować !!!!!
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :) tu masz mnóstwo przepisów http://dancia.bloog.pl/id,340710264,title,Linki-do-przepisow-na-chleby-z-Lesnego-Zakatka,index.html
UsuńI praktyka czyni mistrza ;) aż się zrobiłam głodna
OdpowiedzUsuńKromeczkę? ;)
UsuńNawet dwóch nie odmówię do kolacji ;D
UsuńNo ja mam na tyle dobrze, że mieszkam w małym mieście graniczącym z większymi lub mniejszymi wioskami. Moja mama kupuje chleb od znajomego, który piecze sam w piecu chlebowym. Pychotka
OdpowiedzUsuńNo jak z pieca to w ogóle musi być fajnie wyrośnięty!
UsuńKurcze, ja ostatnio w ogóle zaczęłam się zastanawiać, czy udało by mi się przeżyć, gdybym sama "produkowała" większość rzeczy do jedzenia. Na zasadzie: wyprowadzam się na wieś, kupuję krowę, kozę, kury, robię ogródek warzywny i żyję z płodów ziemi na własny użytek. To by było coś.
UsuńJa bym pewnie została weganką, bo bałabym się podejść do krowy,żeby ją wydoić, a wstanie skoro świt do zwierząt, żeby je nakarmić, przekraczałoby moje możliwości ;p
UsuńAle masz rację, mogłoby być ciekawie- i zdrowo
Wygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuńkurde, już któryś raz czytam o tym pieczeniu chleba. Musiałabym się w końcu za to wziąć!
OdpowiedzUsuńTrzeba próbować nowych rzeczy! :)
UsuńJa już od miesiąca zabieram się za pieczenie, ale ciągle jakoś dużym łukiem omijam kuchnię jak o tym myślę:) piękny ten Twój chlebek, widać postęp ogromny, a ja uwielbiam żytni ze słonecznikiem. Muszę sama na siebie nakrzyczeć i w końcu upiec coś swojego:) gratuluje wypieków i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo ja krzyczę: Baziu K., idź piecz chleb, kobieto! ;)
UsuńŻyczę powodzenia, zobaczysz, że jak już spróbujesz pierwszego bochenka, to kolejne będą tylko przyjemną kontynuacją