29.04.2014

Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca?

Dzień balu, to był bardzo długi dzień...

Po przebudzeniu, przy porannej kawie, nadrabiałam zaległości na Waszych blogach. Bardzo miły początek dnia, bo ja się do ludzi łatwo przywiązuję i do niektórych blogów też już zdążyłam. 
By Petr Kratochvil [Public domain], via Wikimedia Commons

Później rytualne golenie, manicure, pedicure. 
By Flickr.com user "amOuna™ The Pretty Psychopath BFH"  Cropped by uploader to remove frame. (http://www.flickr.com/photos/amouna/299718989/) [CC-BY-SA-2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons

Następnie sprzątanie, żeby pani, która miała mnie malować nie zwichnęła sobie nogi na suszarce do włosów, czy skarpetkach leżących na podłodze. Byłoby szkoda.

Później szybki obiad, bo nie zapowiadało się, żebym do samej imprezy miała czas na cokolwiek(i dobrze myślałam, nawet nie miałam jak się wysikać).

Zakładanie pierwszych szkieł kontaktowych. Zajęło mi to chyba ze 20 minut, zszargałam sobie nerwy, prawie się popłakałam, poprzeklinałam własną ślepotę, ale udało się. Później przez pierwszą godzinę miałam cały czas wrażenie, że wypadną, ale na szczęście tego nie zrobiły. Uczucie super- nic mi nie siedzi na nosie, a ja widzę! Magia.
Źródło: Shutterstock

Po wszystkim olśnienie, że za niecałą godzinę makijaż, a ja  kasę mam na karcie. Wyprawa 3 przystanki do bankomatu bez makijażu i jakiegokolwiek czesania. Nie żebym była tapeciarą, ale, na Peruna!, jak ja się wstydziłam. Szczególnie, że ostatnio cera szwankuje i normalnie by mnie to nie ruszało, ale miałam twarz usianą czerwonymi plamkami po krostkach, więc byłam zdecydowanie mniej estetyczna, niż zwykle(a zwykle też chyba jakoś wybitnie nie jestem ;p). Okazało się jednak, że nikt się nie patrzył, nie krzyczał, nie rzucał kamieniami i nie dzwonił po straż miejską, więc może aż tak źle nie było.

Gdy wracałam, już w drzwiach spotkałam się z Panią Eleną, która miała mnie malować. Od razu poczułam jakąś nić porozumienia, szybko przeszłyśmy na "ty", rozmawiałyśmy o kosmetykach, mężczyznach, kobietach, antykoncepcji i wszystkim, co ślina na język przyniosła. Fantastyczna kobieta, a jaka zdolna *.* Miałam istny photoshop na twarzy, wszystko bardzo elegancko, wieczorowo, ale nie z przesadą- super! Okazało się jednak, że makijaż zajął dłużej niż myślałam, więc moja wizyta u fryzjerki wisiała na włosku(nieuczesanym włosku), ale Elena podwiozła mnie trochę, więc jakoś dałam radę.
Autor: AlexVan, źródło: Pixabay.com , licencja: Public Domain CC0

No i fryzjer. Niestety dzień był na tyle intensywny, że mimo wcześniejszego mycia włosów, nie nadawały się już do niczego. Decyzja- myjemy. Mycie mistrzowskie, nie ucierpiał mój misterny makijaż nawet odrobinę. Później dumanie nad włosami, bo one dosyć krótkie i pole do popisu zawężone. Na szczęście pani była fryzjerką z powołania i tak wszystko poupinała i pokręciła, że wyszło bardzo fajnie. Trochę w stylizacji na zdjęcie stąd, częściowo inwencja własna. Przez moment miałam wrażenie, że zrobiła ze mnie Marię Antoninę, ale na szczęście po drobnych poprawkach efekt był super. Tych włosów zrobiło się jakby trzy razy więcej. Kolejna magia.

W międzyczasie pierdyliard telefonów od B., bo robiło się już późno, a poza tym B. prasował się. Tak, wyprasował sobie sam cały garnitur i koszulę, nic nie przypalił i nie porobił "zaprasek". Nie żeby B. był jakimś idiotą, ale prasowanie, szczególnie na "wyższym levelu", jak koszul i garniaka, nie należy do jego mocnych stron. Dał jednak radę, po powrocie od fryzjera zastałam go gładkiego i na wysoki połysk, a więc kamień z serca spadł, bo już sobie wyobrażałam tę naszą sprzeczkę, gdy zobaczę go pogniecionego/niedogolonego/z plamą po szybko jedzonej kanapce na koszuli/milion-innych-możliwości.

Oczywiście nie muszę mówić, że po wyjściu od fryzjera z moimi misternymi loczkami zaczęło tak lać, że spodziewałam się Noego podpływającego arką, zamiast autobusu? Błogosławiona parasolka- zdołała uratować moje owłosienie i jakoś dotarłam do mieszkania.
By no illustrator listed, engraver was Samuel E. Brown (d ca 1860), published by Hall and Whiting of Boston [Public domain], via Wikimedia Commons

Zakładanie sukienki, biżuteria,rajstopy. No właśnie, rajstopy. Kupiłam 2 pary. Najpierw okazało się, że w sklepie jedną parę dostałam nie tę, co trzeba. Nawet zadzwoniłam do sklepu(to jeszcze w czwartek) ale baba była strasznie mało komunikatywna, a ja skrajnie zmęczona i właściwie jakiś procent winy we mnie też leżał. No ok. A w piątek zakładam rajstopy, Gatta, kosztujące no trochę, ale co tam-przecież bal, stać mnie, no i zakładam te rajstopy(nie te pomylone, te drugie), a one kurwa mać pękają wzdłuż linii uda. Żebym ja jeszcze grube uda miała! Po zdemolowaniu części pokoju w poszukiwaniu nowych, stanęło na tym, że trzeba ubierać te pomylone. No nic, też są spoko. Trzymają się. Na zmianę wzięłam jakieś czarne i tylko błagałam wszystkie dobre i złe moce na tym świecie, żebym beżowe nie poszły, bo te czarne to tak nie bardzo. Wróciłam rano w całych, więc jednak ktoś nad nami czuwa.

(niestety nie znalazłam nigdzie zdjęcia kogoś powieszonego na rajstopach, a szkoda)

No a sam bal- cudowny! Dostałam piękne kwiaty od B., dawno się tak nie wytańczyłam, wszyscy dla siebie szalenie mili, bo dobra atmosfera się udzielała, jedzenie całkiem spoko, no i zostałam skomplementowana, raz, drugi i kolejne 10 razy, więc babska próżność wylewała mi się uszami . Minusem było trochę ustawienie sali, bo stoliki i parkiet znajdowały się tak blisko siebie,że łatwo w tańcu było wpaść na kogoś niosącego kawę/barszczyk/talerze. No i dj. Miał tak żenujące poczucie humoru, że może jakbyśmy wszyscy mieli po 15 lat, to by nas śmieszyło, a tak było momentami po prostu niesmacznie. Na szczęście zreflektował się w kwestii muzyki, bo po początkowym techno(albo odgłosach z pracującej stoczni, nie wiem), poszedł w stronę rock'n'rolla, starych przebojów i piosenek, przy których dało się tańczyć, a nie wpadać w trans.


Zmęczeni, podchmieleni i lekko rozczochrani dotarliśmy do mieszkania nad ranem, a tam czekało mnie zdejmowanie soczewek i zmywanie makijażu. Ale to nic. Pierwszy raz od bardzo dawna byłam beztroska i szczęśliwa :)

10 komentarzy:

  1. wyobraziłam sobie te Twoje przygotowania i wyglądają one naprawdę znajomo :) zawsze powtarzam każdemu, że nie zrozumie tej magii soczewkowej bezokularowej :) nic ci nie zaparuje, więcej przestrzeni przed nosem......z rajstopami problem jest zawsze, ale to zawsze. ciekawostka, że im więcej ich mam w szufladzie, tym częściej się okazuje, że są podarte albo drą się w tempie zastraszającym.....
    najważniejsze, że się dobrze bawiłaś:) pozdrawiam wiosennie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze więcej przygotowań, niż samej imprezy ;)

      Usuń
  2. Ależ mi brakuje takiej księżniczkowej szykowaniny i balu, żeby zrobić się na królową sali, pięknie wyglądać i olśnić wszystkich ;D Już zazdroszczę zabawy i cudownie spędzonego czasu.

    P.S. Twoje riposty i intertekstowe porówania wprawiają mnie w tak dobry humor, że czytam te wpisy kilka razy z rzędu i nie mogę przestać się śmiać - z podziwu oczywiście ;) Arka Noego zwaliła mnie z krzesła ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No była to zdecydowanie miła odmiana od szarej codzienności ;)
      Dziękuję! Postaram się trzymać formę:D

      Usuń
  3. "Niech żyje bal..." ;) Świetny dzień, aż sama zatęskniłam za takim... Niestety M. nie jest zbyt imprezowy, (ja w sumie też, ale raz na milion lat bym gdzieś wyszła) i co gorsza nie słyszy muzyki. To znaczy rytmu. Co oznacza nieodwołalny i nieodwracalny brak umiejętności tanecznych. Słyszałam od jego kolegi, że w czasach kiedy jeszcze dość mocno kropił nawet i tańczył na dyskotekach, ale razem z alkoholem z jego życia odszedł taniec... ech... jak melodramatycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zbytnio imprezowa nie jestem- ale co dziwne, od razu wyciągnęłam B. do tańca! Historyczna chwila.
      My też nie tańczymy najlepiej(ja dobrze wolne, on szybkie ;p), ale grunt to mieć to gdzieś i dobrze się bawić. Już na szczęście przeszedł mi etap, że "prędzej umrę niż zatańczę!", teraz wystarczy dobre towarzystwo i muzyka

      Usuń
  4. Super, że się udało! Mam wrażenie, że bale jakoś zawsze zostają w pamięci, mają w sobie jakiś czar odróżniający je od zwykłej imprezy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie też dlatego, że na normalną imprezę nie wydałabym prawie 7 stów :P (ała)

      Usuń
  5. Bardzo się cieszę, że Ci się udał dzień no i impreza :)
    A moja przygoda soczewkowa jakoś nie wypaliła. Tobie dobrze poszło jak na 1 raz ;-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba próbować, mimo stresu, że "gmeram sobie w oku", warto :) Chociaż lubię moje hipsterskie okulary ;p

      Usuń